Dzwoni budzik. Jest
godzina 7.00 a ja leniwie przecieram oczy. Otwieram je, pierwsza rzecz jaką
czuję to ból głowy. Kurcze, wczoraj też mnie bolała. Nie wiem co się dzieje.
Jestem jakaś osłabiona. Zawsze czuję się osłabiona. Idę do lekarza, robię
badania, w wyniku czegoś jest za dużo czegoś za mało. Nieważne, zlewam to,
biorę coś przeciwbólowego, dam radę.
Kolejny dzień to samo. Biegnąc
poczułam jakieś kłucie w sercu. Czyżbym była na coś chora? Może jakieś EKG? Sprawdzam
w Internecie. Pełno wątków, każde forum obwieszcza mi inną chorobę. Nie mam
czasu iść do lekarza. Ból mięśni. Choroba czy skutek wizyty na siłowni? Hm.
Wieczorem obserwuję swoje ręce. Skąd ta wysypka? Może dermatolog? Nie… do jutra
zniknie. I rzeczywiście, znika. Zjedzenie czegokolwiek kończy się bólem
brzucha. Nie ma szans, nie zrobię usg. Nie mam na to czasu. Zawsze mogę wziąć
coś przeciwbólowego. Codziennie tabletka na wszystko. Boję się o swoje zdrowie.
Zastanawiam się czy przypadkiem moje problemy nie są powiązane z jakąś poważną
chorobą, czy to co dzieje się we mnie, w środku ,jest prawidłowe. Nie, nie mam
raka. Tak mi się wydaje chociaż tego też się boję. Albo, że pewnego dnia
kręgosłup będzie mnie tak bolał, że nie dam rady wstać z łóżka. Panicznie obawiam
się zarazić grypą żołądkową. Panicznie
boję się, że umrę. Nie spokojnie, ze
starości a na jakąś poważną chorobę , która przyprawi mnie o wieloletnie,
monotonne cierpienie w samotności, w towarzystwie kabli i śmierdzącej chlorem
szpitalnej podłogi. Odsuwam od siebie herbatę z miodem. Piję ją tak na wszelki,
żeby jakaś infekcja gardła się nie przyplątała. Chciałabym też odsunąć od
siebie te myśli. Może w tym tkwi moja największa choroba, że nie potrafię?
Hipochondria dotyczy od
4-10% naszego społeczeństwa. Zaliczana jest do nerwic, charakteryzuje się
nieuzasadnionym, wyolbrzymionym lękiem o własne zdrowie, przesadnym analizowaniem
każdej , nawet najmniejszej zmiany w
obrębie ciała a także długotrwałym napięciem i stresem . Występują tu objawy
somatyczne (uczucie bólu jak podczas realnej choroby) oraz psychologiczne (np.
poczucie odrzucenia).
Przyczyny hipochondrii
nie są do końca znane. Często zaczyna się ona już w dzieciństwie, w momencie
gdy zaniedbane przez rodziców dziecko poprzez liczne choroby stara się zwrócić
na siebie ich uwagę, opiekę i troskę, co najczęściej w sytuacji choroby otrzymuje.
Kolejnym powodem może być brak akceptacji własnego ciała począwszy od okresu
dojrzewania a także choroba może stanowić sposób karania się za przeżywane
niepowodzenia. Leczenie osób z chorobami
urojeniowymi jest trudne, wymaga często długotrwałej psychoterapii oraz
kontaktu z psychiatrą by wprowadzić leczenie farmakologiczne.
W dzisiejszych czasach
bardzo modna stała się cyberchondria. Zamiast udać się do lekarza hipochondryk
wpisuje swoje objawy w wyszukiwarkę internetową po czym przegląda fora, czyta
objawy, wynajduje nazwy chorób oraz pisze z osobami upewniającymi go o przeżywanej
chorobie. Osoba taka żyje często w strachu związanym z wiarą w najczęściej źle
zdiagnozowaną chorobę bądź jej realny brak.
Zdrowie podnosi radość
życia. Wyzwala w nas optymizm i chęć podejmowania walki z licznymi trudami
codzienności. Choroba i słabość przypominają nam o śmierci. Świadomość
kruchości życia w obliczu choroby jest
jedną z najbardziej przykrych form lęku. Osoba chora łatwiej zapada w niepokój
oraz stany depresyjne. W atmosferze lęku
natomiast trudniej powrócić do zdrowia.
Może warto więc udać się na siłownię? Rozstać się z używkami? Zmienić
złe nawyki żywieniowe? Dobre zdrowie i sprawność fizyczna utrzymuje i umacnia
zdrowie psychiczne. Z hipochondrią jak widać można żyć, ale lepiej ją leczyć.
Pozdrawiam !


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz